Postanowiłam opisać moją „zębową historię”, ponieważ wiem, jak często pojawiają się pytania związane z tym tematem oraz jak często padało to pytanie w prywatnych rozmowach.

Zacznijmy od momentu, kiedy cała ta szalona zębowa podróż się zaczęła: w wieku 18 lat, na dwa tygodnie przed studniówką, obudziłam się rano z wypadniętą szczęką 😲.

Żeby zrozumieć przyczynę, pozwolę sobie cofnąć się nieco w przeszłość – „odkąd pamiętam” moją reakcją na stres było mocne zaciskanie szczęki. Podczas rodzinnych imprez, kiedy byłam zawstydzana głupimi pytaniami ciotek czy wujków, na sprawdzianach, po kłótni z rodzicami… 😬 W liceum odkryłam jak bardzo w rozładowaniu tych napięć pomaga guma do żucia – i towarzyszyła mi ona (nie ta sama, rzecz jasna) każdego dnia od momentu, kiedy wychodziłam z domu do szkoły, do momentu, kiedy kładłam się spać. Kilka miesięcy przed feralnym zdarzeniem, moja szczęka zaczęła „strzelać”. Czasem bardzo głośno i boleśnie. Udałam się nawet do pani protetyk, która stwierdziła, że przyczyną jest nocne zaciskanie szczęki, wykonała silikonową szynę, którą miałam nosić co noc, i która zapobiegała – w sposób mechaniczny – zaciskaniu zębów. Coś jednak poszło nie tak, bo mimo noszenia szyny co noc, szczęka jednak wypadła – i tu wracamy do początku historii.

Nastawienie szczęki trwa kilka chwil i w moim przypadku było całkiem bezbolesne. Sam problem wypadania jest jednak poważny, więc chirurg, który naprawił mi żuchwę, skierował mnie do protetyka. Ten zaś stwierdził, że winę za wypadanie szczęki ponosi…. Moja szczęka. Po analizie moich zębów oraz prześwietlenia uznano (i, bynajmniej, nie był to jeden lekarz, a cały zespół), że dolny łuk mojej szczęki jest tak krzywy (niesymetryczny), że zawsze będzie wypadać – jak nie z jednej, to z drugiej strony. Szyny są rozwiązaniem tymczasowym, natomiast tym, czego potrzebuję – im szybciej, tym lepiej! – jest stały aparat na zęby. I nie, nie na dolny łuk (dolne zęby faktycznie miałam krzywe, ale górne idealnie proste!), ale na oba łuki, ponieważ wszystko w mojej szczęce jest „nie tak” i trzeba to wszystko naprawić poprzez całkowite przemeblowanie. Najlepiej już dziś. Ale dziś nie można było, bo prześwietlenie wykazało, że mam „w kości” 4 ósemki, które tylko czekają na dobrą okazję, by wyjść na światło dzienne 🦷. Werdykt? Usunąć wszystkie, przecież się nie zmieszczą, szczęka i tak jest za ciasna 🙊! A nawet jak się zmieszczą, to jeszcze bardziej pokrzywią zęby, nie ma więc na co czekać.

Miałam osiemnaście lat, moim głównym zainteresowaniem była najnowsza linia błyszczyków i cieni w Rossmannie, nie lubiłam moich krzywych zębów, a moja świętej pamięci babcia lubiła mi przypominać, że „powinnam coś z tym wreszcie zrobić”. Oto więc jest motywacja i okazja, by wymusić na rodzicach sypnięcie złotem na nowe zęby 😁. Nie zwlekając zbyt długo, kiedy tylko moja szczęka pozwoliła mi na otwieranie ust szerzej niż na szerokość słomki z napojem, zapisałam się na chirurgiczne usuwanie zębów. Nie wiedziałam jeszcze co mnie czeka i chciałam od razu usuwać wszystkie na raz!  

Z jakiegoś powodu padło na prawą dolną ósemkę. Wszystko, co się działo w gabinecie i długo po wyjściu z niego, było jak najgorszy koszmar. Już w trakcie zabiegu okazało się, że ósemka naciska na nerw, więc znieczulenie niewiele dawało. Ponadto, żeby ją wyciągnąć, dentysta musiał spiłować sporo kości. Najgorsza była chyba pierwsza noc – dostałam mocnego szczękościsku a ból był tak silny, że mama zawiozła mnie na pogotowie dentystyczne, gdzie okazało się, że stworzył się ropień, który został natychmiast usunięty – bez znieczulenia oczywiście. Nie wiem kto był na koniec bledszy – ja, czy moja mama, która słyszała w poczekalni moje krzyki… To wciąż nie był koniec – kilka dni po usunięciu, mimo zażywania antybiotyku, dostałam zapalenia okostnej, a po ściągnięciu szwów okazało się, że mam suchy zębodół – rana zarosła u góry, a w środku została bańka powietrza. Łącznie około miesiąc bólu, spuchniętej szczęki, chodzenia po dentystach 🤕.

Cała ta procedura skutecznie mnie zniechęciła do następnych zabiegów dentystycznych. Uznałam, że da się żyć z krzywymi zębami a noszenie szyny do końca życia to lepsza opcja, niż przechodzenie koszmaru wyrywania ósemki jeszcze trzy razy. Postanowiłam więc żyć z nadzieją, że zęby jednak nigdy nie wyrosną. Skoro nie ma dla nich miejsca – to chyba nie będą próbować, nie 🤷‍♀️? Zresztą górne ósemki były ustawione poziomo, nie było chyba więc opcji, żeby się wyrżnęły…

I tak przeżyłam sobie następnych 8 lat. 3 lata temu jednak odezwała się dolna lewa ósemka. Wrastała w policzek, potwornie boląc i powodując stan zapalny. Będąc już dorosłą, rozsądną osobą, nie wierzącą w konieczność antybiotyków i środków przeciwbólowych, oraz joginką, potrafiącą nieco zdystansować się do własnego bólu, podjęłam decyzję, która wydawała się w tamtym momencie najodpowiedniejszą: umówiłam się na wyrwanie ósemki. Miła pani w rejestracji znalazła jakąś lukę w ostatnim możliwym dla mnie terminie: tydzień później rozpoczynałam sezon jako pilot wycieczek, musiałam więc być w pełni sprawna. Pech (a może szczęście 🦷🍀) chciał, że tego dnia dostałam okresu. Poinformowałam o tym chirurga, a ten… odmówił wykonania zabiegu. Po oględzinach zębów i rzucenia okiem na nowe prześwietlenie uznał, że może usunąć lewą ósemkę, ale górną, ponieważ ten zabieg będzie szybszy, prostszy, i nie niesie ryzyka krwotoku. Ponieważ wciąż żyłam w przekonaniu, że górne ósemki muszą odejść – zgodziłam się natychmiast. 5 minut później opuściłam gabinet z górną ósemką w garści („na pamiątkę”) i uśmiechem na ustach – tym razem znieczulenie zadziałało od razu, nic nie trzeba było nic rozcinać czy piłować, ba! Obyło się nawet bez szwów. Spędziłam kilka godzin z zimnym kompresem na twarzy, jednak nie pojawił się ani ból, ani nawet opuchlizna. Po dwóch dniach już czułam, że mogę normalnie praktykować jogę. Po tygodniu zapomniałam, że w ogóle miałam usuniętego zęba.

Została jednak ta problematyczna dolna ósemka – a ja już nie miałam czasu na jej usunięcie. Płukałam więc usta ziołowym preparatem, do rany w policzku przykładałam – zgodnie z zaleceniami – wacik zanurzony w rywanolu i czekałam spokojnie na dalszy rozwój wypadków. W tamtym czasie wciąż jeszcze nie znałam siły masażu powięziowego, jednak już wtedy od jakiegoś czasu świadomie pracowałam nad rozluźnianiem szczęki. Jak? To bardzo proste. Wiele razy dziennie sprawdzałam sama ze sobą „czy nie zaciskam szczęki?” – i jeśli odpowiedź była twierdząca, natychmiast ją rozluźniałam. Kiedy przychodziły sytuacje stresowe (a o takie nietrudno w pracy pilota wycieczek) oddychałam powoli, miarowo i przede wszystkim świadomie – by nie zaciskać nawykowo szczęki. Nauczyło mnie to zachowywania luzu w szczęce i jestem pewna, że to właśnie te działania – w połączeniu z jogą i medytacją, które uczyły mnie obserwacji emocji zamiast poddawania się im 🧘‍♀️ – stopniowo zaczęły niwelować nagromadzone napięcia i pozwoliły górnym ósemkom zmienić położenie. Dolne zęby wciąż jednak były krzywe – co noc zakładałam przecież na nie akrylową szynę, która skutecznie trzymała je na swoich miejscach.

Wracając do niesfornej dolnej ósemki – kilka dni później chyba zauważyła, że jest niechcianym gościem i po prostu przestała rosnąć. Policzek powoli się zagoił. Wyjechałam w trasę i nie miałam czasu myśleć o takich drobnostkach. Wakacje 2017 nie były jednak już tak intensywnym czasem pracy. Po nieco ponad miesiącu pilotażu, dałam sobie wolne i znów pojechałam w trasę – ale prywatnie, z plecakiem i namiotem, przemieszczając się stopem i zastanawiając się, co dalej począć z życiem 🤔. Po miesiącu tułaczki z kolegą, spędziłam 10 miłych dni pilotując wycieczkę w Chorwacji, co zmęczyło mnie na tyle, że postanowiłam odpocząć, jadąc do Czarnogóry… Z małym plecakiem, częściowo samolotem, częściowo stopem, bez namiotu, planując spać tam, gdzie akurat się uda. Ta podróż wiele zmieniła w moim postrzeganiu rzeczywistości i to właśnie wtedy podjęłam decyzję o wzięciu udziału w kursie nauczycielskim powięziowej jogi yin. Ten kurs był jak odnalezienie drzwi do Narnii – nie dowiedziałam się „wszystkiego” na temat powięzi (czy to w ogóle możliwe?), ale odkryłam zupełnie inny świat, niezbadane i nieznane mi dotąd zależności kierujące ludzkim ciałem 🤯. Odkrycia dokonywane na kursie były tym ciekawsze, że zbiegły się z przejściem przeze mnie na surową dietę. Wtedy jeszcze nie widziałam jak idealnie łączy się jedno z drugim, ale już czułam efekty tej dwutorowej pracy 🤩.

Odkąd poznałam funkcje i role powięzi w ciele, włączyłam do codziennej praktyki elementy automasażu, które pomogły mi nadal pracować z napięciami i coraz bardziej je rozluźniać. Szczęka jest miejscem, gdzie powstaje jeden z siedmiu tzw. pasów napięciowych opisanych już przez Wilhelma Reicha, austriackiego psychiatrę żyjącego w pierwszej połowie XX wieku. Niedawne badania nad powięzią rzeczywiście ukazują tendencję do tworzenia się zgrubień w tkance łącznej układających się w formie poprzecznych pasów… Przekładając to na bardziej zrozumiały język – szczęka jest jednym z miejsc, gdzie kumulujemy napięcia wynikające… z emocji, które wypieramy, lub z którymi sobie nie radzimy. Emocja najczęściej przypisywana temu obszarowi to złość 😤 (pomyśl o zwierzętach szczerzących kły w akcie agresji).

article image

Zgłębiając się w anatomię człowieka z różnych punktów widzenia, zrozumiałam też jaki wpływ ma na stan zębów czakra gardła. Jeśli nie wypowiadasz słów, które „cisną Ci się na usta” 😷, jeśli „zaciskasz zęby” 😬, by nie powiedzieć tego, co myślisz, jeśli „gryziesz się w język” 😶 w pracy czy w domu… Twoje zęby mogą odczuć skutki takiego postępowania. Może być też tak, że Twoja czakra gardła jest nadaktywna – i wtedy bardzo dużo mówisz, bez zastanowienia, nie słuchasz innych, ranisz ich swoimi nieprzemyślanymi i niepotrzebnymi słowami. I Twoje zęby również mogą to odzwierciedlać.

article image

Wróćmy jednak do mojej historii… Z entuzjazmem i zapałem przystąpiłam do masażu szczęki, pracowałam nad harmonizacją czakry gardła… ale też nie rozstawałam się z akrylową szyną wykonaną wiele lat wcześniej, choć coraz bardziej mi przeszkadzała. Powoli dojrzewałam do tego, by całkowicie z niej zrezygnować, ale wciąż częściowo wierzyłam w to, że MUSZĘ ją nosić. Kiedy tak zastanawiałam się w jaki sposób z niej zrezygnować bezpiecznie (może nosić co drugą noc? A może na początek rezygnować z niej tylko raz w tygodniu?), zapisałam się na kolejny kurs nauczycielski jogi, tym razem w Indiach. Wyjazd 1 stycznia w nocy. Pakowałam się na szybko, wieczorem, po poprowadzeniu dwóch męczących fizycznie warsztatów jogi oraz własnej praktyce powitań słońca wykonanej o świcie… Nie byłam więc do końca przytomna. Kiedy dotarłam do miejsca przeznaczenia, nie mogłam w plecaku znaleźć szyny – uznałam, że zostawiłam ją w domu. Chcąc nie chcąc, moją szczękę czeka więc miesiąc wolności. Summa summarum okazało się, że szynę miałam, ale znalazłam ją gdzieś na dnie plecaka pod koniec wyjazdu… 😅 I już nie mogłam jej nosić. Powody były dwa: po pierwsze, zaczęła mi przeszkadzać. A po drugie, noszenie jej stało się bolesne, bo moje zęby natychmiast wykorzystały okazję i zaczęły się przemieszczać. Po powrocie wciąż regularnie masowałam szczękę, pilnowałam świadomego rozluźniania jej, pracowałam nad czakrą gardła, medytowałam, jogowałam, jadłam na surowo, transformowałam wiele dawnych emocji, porządkowałam relacje z innymi, oczyszczałam przestrzeń wokół mnie… I w tamtym okresie (zarówno w czasie pobytu w Indiach, jak i po powrocie) często moje zęby rano były „luźne” – chwiały się i były wrażliwe 😨. Czasem to uczucie było delikatne (wręcz myślałam, że to tylko moja wyobraźnia), a czasem faktycznie można było zobaczyć jak dotykając zębów jestem w stanie nimi poruszyć. Momentami trochę mnie to niepokoiło, jednak zawsze po upływie kilunastu-kilkudziesięciu minut sytuacja wracała do normy. Dolne zęby zaczęły się prostować…

W tak zwanym „międzyczasie”, dolna lewa ósemka poczuła przypływ siły i znów zaczęła rosnąć – jednak tym razem wyprostowała swój bieg, nie wrasta już w policzek. Rośnie sobie powoli, momentami znów się zatrzymuje… Nie spieszy się, czeka aż w szczęce pojawi się dla niej dość miejsca. Górna prawa ósemka też dała o sobie znać. Stosunkowo niedawno, kilka miesięcy temu, przypomniała o sobie ogromnym bólem, który nie dawał mi spać kilka nocy z rzędu. Zmęczona tym bólem, niewyspana, bez możliwości obejrzenia zęba (dolne ósemki jednak o wiele łatwiej monitorować…), pomyślałam, że może jednak się myliłam. Może faktycznie istnieje coś takiego jak „zbyt wąska szczęka”. Może ten ból wynika z braku miejsca dla ósemki, która naciska na inne zęby… Umówiłam się na wizytę do chirurga. Nie wiedziałam za bardzo, po co. Z jednej strony jakaś „rozsądna” część mnie uznała, że usunięcie tej ósemki to jedyne, co mogę w danej sytuacji zrobić. Z drugiej strony, czułam ogromny opór na samą myśl o tym 🙅‍♀️.

Kiedy usiadłam na fotelu dentystycznym i opisałam problem, lekarz od razu zaczął przygotowywać się do wyrwania zęba. Zapytał, czy mam uczulenie na jakieś antybiotyki. Przez chwilę odpowiadałam na jego pytania, jak w transie, aż w końcu zdałam sobie sprawę z absurdu sytuacji: ząb nie został obejrzany, prześwietlony, informacja, że „nie mieści się” w szczęce pochodzi sprzed ponad 10 lat – czy nikt tego nie zweryfikuje?! Przerwałam więc dyskusję z lekarzem na temat zasadności stosowania antybiotyku po usunięciu zęba i zadałam inne pytanie: czy ten ząb w ogóle TRZEBA usuwać? Czy on się zmieści w szczęce? Lekarz westchnął, zajrzał mi do ust, obejrzał zęba. Powiedział, że… właściwie to nie trzeba usuwać. Ząb jest zdrowy. Rośnie idealnie prosto, miejsca dla niego na pewno starczy. Ale jest bardzo poważny stan zapalny. On by wyrwał. Zaraz, halo, jeśli bolałby mnie palec, odpowiedzią byłoby odcięcie ręki? Zadałam więc kolejne pytanie: czy nie można wyleczyć stanu zapalnego bez usuwania zęba? Lekarz najwyraźniej był zdumiony przebiegiem zdarzeń 🤨. Uniósł brwi i powoli odpowiedział, że owszem, można. Ale on wie, że ten stan zapalny to będzie wracał. Lepiej usunąć. On wie? Ale skąd on może to wiedzieć? Czy on wie w jaki sposób dbam o moje uzębienie, o moje emocje, o moją dietę? Czy on w ogóle wie coś na temat związku emocji z zębami? Już wiedziałam, co robić. Nikt mi tego zęba nie wyrwie, a na pewno nie dziś. Zmieszany lekarz wypisał receptę na antybiotyk (bez antybiotyku się nie obędzie!) i zalecił płukanie ziołowym ekstraktem 3 razy dziennie. Receptę przyjęłam, ale po wyjściu podarłam ją na kawałki i wyrzuciłam. Zamiast antybiotyku, kupiłam olej z czarnuszki egipskiej, zatrzymałam się też jednak w aptece i kupiłam ziołowy wyciąg do płukania ust. Po powrocie do domu zaczęłam od ssania oleju z czarnuszki – ulga była nie do opisania. Następnie przeprowadziłam płukanie preparatem ziołowym. Tej nocy spałam już normalnie, w ciągu kilku dni zapalenie całkowicie się cofnęło i dotąd nie wróciło – a ząb wyrósł już prawie w całości.

Od jakiegoś czasu nie skupiam się już tak mocno na moich zębach – proces ich prostowania dzieje się niejako sam. Nie masuję już regularnie szczęki, choć kiedy czuję taką potrzebę, oczywiście nadal to robię. Czasami (choć naprawdę rzadko) wciąż budzę z „luźnymi” dolnymi zębami. Pozostałe dwie ósemki rosną sobie w swoim tempie – może przyspieszają za każdym razem, kiedy odkrywam w sobie jakąś mądrość 🤓. W styczniu minęło 2 lata odkąd nie noszę szyny – i, wbrew przewidywaniom protetyków, ani razu nie wypadła mi szczęka. Od czasu do czasu zdarza jej się „strzelić”, ale nie jest to ani tak głośne, ani tak nieprzyjemne jak kiedyś. Ot, jak „strzelanie” knykciami.

article image

article image

Na zdjęciach możecie zobaczyć dwa pantomogramy z widocznym moim imieniem, nazwiskiem oraz datami wykonania: jeden pochodzi z marca 2010, drugi z kwietnia 2017. Ten z 2008 roku, ze wszystkimi ósemkami, gdzie obie górne były idealnie poziomie, niestety zaginął. Do 2017 roku wciąż nosiłam szynę i nie praktykowałam jeszcze rozluźniania mięśniowo-powięziowego. Regularnie jednak jogowałam, przeszłam na dietę wegańską bezglutenową, świadomie rozluźniałam szczękę, medytowałam i pracowałam z emocjami. Można zauważyć jak zmieniła się pozycja prawej górnej ósemki. Przy dokładniejszym przyjrzeniu się widać również pewne (nieduże, bo przecież ściskałam zęby szyną) zmiany w dolnej szczęce. Prawdopodobnie gdybym wykonała zdjęcie teraz, zmiany byłyby o wiele większe – jednak jeszcze trochę poczekam z tym porównaniem.

Reasumując: w moim przypadku diagnoza o „za małej szczęce” czy wiecznym wypadaniu szczęki z powodu braku symetrii dolnego jej łuku, okazała się całkowicie błędna. Nie tylko wyrosły mi ósmeki – zaczęły się też prostować krzywe zęby.

Co pomogło najbardziej? Praca z emocjami, zwłaszcza niewyrażoną złością, ale też poczuciem krzywdy, niesprawiedliwości, brakiem akceptacji. Masaż powięziowy. Budowanie świadomości ciała. Praca z czakrą gardła.

Pamiętaj – nie jestem lekarką ani żadnym rodzajem uzdrowicielki. Opisuję moje doświadczenie. Przeprowadzam eksperyment in vivo, na samej sobie. Jestem badaczką i badaną. Jeśli chcesz przeprowadzić własny eksperyment i szukasz narzędzi – zapraszam na bezpłatny live w niedzielę na Facebooku, 26.04.2020, o 17:00. Przygotuj dwie piłki tenisowe lub podobne.



Źródła użytych grafik:

1) https://www.acusmed.pl/blog/anatomia-emocjonalna/ 

2) https://horoskopy.gazeta.pl/horoskop/7,166677,24180847,czakra-co-to-jest-na-czym-polega-oczyszczanie-czakr-i-jakie.html

3) główne zdjęcie: https://www.pexels.com/photo/closeup-photo-of-a-woman-with-gray-cables-on-his-mouth-1161935/