Jeśli śledzisz mnie od początku mojej obecności w mediach społecznościowych i/lub kojarzysz mnie z grup związanych z tematem surowego odżywiania, prawdopodobnie wiesz, że był w moim życiu okres, kiedy jadłam wyłącznie na surowo 🍌🥬. Być może wręcz wydaje Ci się, że nadal tak jest. Możliwe, że sam/a eksperymentujesz z surową dietą i nie jesteś w stanie w niej wytrwać i zadajesz sobie pytanie: co jest ze mną nie tak? Albo, co gorsza, trwasz przy surowym odżywianiu a zamiast spodziewanych efektów zdrowotnych doświadczasz skutków ubocznych.

Jakie problemy najczęściej pojawiają się – według moich obserwacji i doświadczeń – u osób na surowej diecie? 🧐 Absolutnym numerem jeden są zaburzenia odżywiania, ale to długi temat na oddzielny artykuł. Kolejnym problemem jest ciągłe nienasycenie, przejadanie się (niekoniecznie związane z zaburzeniami odżywiania), wzdęcia, brak energii oraz problemy z zębami – od nalotu, poprzez przebarwienia, kamień i pękające szkliwo, aż po nadwrażliwość, odsłonięte szyjki zębowe i próchnicę.

W tym artykule postaram się wyjaśnić pokrótce z czego wynikają te problemy i poradzę jak można się z nimi uporać, a w jego następnej części wymienię czynniki o wiele bardziej istotne od diety, które wpływają na nasze zdrowie i samopoczucie 🤸‍♀️.

Chciałabym zaznaczyć, że nie jestem przeciwniczką surowej diety. Wręcz przeciwnie. Uważam, że jest wspaniała. Jednak nie możemy czynić z niej religii i udawać, że jest to najważniejszy i jedyny czynnik determinujący nasze zdrowie 🙅‍♀️.

Na surową dietę przeszłam spontanicznie, bez przygotowania, bez informacji z zewnątrz, które zakłócałyby moje odczuwanie 🧘‍♀️. To miał być tydzień oczyszczania. W tamtym czasie odżywiałam się zgodnie z dietą pięciu przemian, gotując (ewentualnie piekąc) właściwie każdy kawałek jedzenia, który trafiał do moich ust. Owoców unikałam, bo wierzyłam, że cukier pochodzący z nich szkodzi mi tak samo jak ten w ciastkach 🚫🍇. Jadłam dużo warzyw i chyba jeszcze więcej ryżu. Żadnego glutenu, nabiału, jaj czy mięsa. Piłam bardzo dużo wody 💦. A jednak, pamiętam to bardzo dobrze, pewnego obudziła się we mnie nagła i zupełnie niezrozumiała przeze mnie wtedy ochota na… zielone smoothie 🤤. Czasami sobie na nie pozwalałam, ale jednak wciąż nie traktowałam tego jak pełnowartościowy posiłek. Niedługo później przyszedł początek sezonu turystycznego, a że pracowałam w tamtym czasie jako pilotka wycieczek, zaczęły się wyjazdy. Jadłam wtedy fatalnie, bo w większości miejsc kilka lat temu dieta wegańska sprowadzała się do chleba z dżemem na śniadanie (które zastępowałam naprędce przygotowaną owsianką zalaną wrzątkiem), frytek na obiad (które zjadałam, bo nie było alternatywy) i chlebem z dżemem na kolację (którą nieraz po prostu pomijałam lub zapychałam się waflami ryżowymi, wierząc, że będą lepsze od glutenu 🤷‍♀️). Po miesiącu takiej „diety”, wzbogacanej okazjonalnie piwem lub czipsami w momentach desperacji oraz - częściej - kawą w momentach zmęczenia, czułam, że jeśli nie zrobię jakiegoś detoksu, po prostu eksploduję 🤢. Marzyłam o sałacie 🥬. O jabłkach 🍎. O zapachu świeżej bazylii i o soczystych pomidorach 🍅. Przeglądając fejsa w trasie natknęłam się na popularne wydarzenie „Tydzień na surowo”. Data mniej więcej pokrywała się z czasem, kiedy miałam wrócić do domu na krótką przerwę. Mniej więcej – bo wydarzenie zaczynało się w poniedziałek, a ja miałam być w domu w środę wieczorem. Ale poczułam, że to jest właśnie detoks, którego potrzebuję. Kliknęłam „wezmę udział” i oglądałam zdjęcia owoców, sałat i surowych warzyw czując jak ślina napływa mi do ust. Zadzwoniłam do rodziców i poprosiłam ich o kupienie mi jak największej ilości świeżych owoców i warzyw – wszystkiego, co będzie w warzywniaku i co da się zjeść na surowo. Wracałam w środę wieczorem, a w czwartek było święto. Nie wiedziałam nawet co mi kupią – zdałam się na nich. Tak zaczął się mój tydzień na surowo. Pierwszego dnia obsesyjnie jadłam wszystko, co zielone 💚 – sałatę, szpinak, cukinię, szparagi . Dopiero następnego dnia sięgnęłam po owoce, jednak przez cały tydzień połowę (lub więcej!) mojego jadłospisu stanowiły sałatki i surowe warzywa. Bynajmniej nie wynikało to z faktu, że ktoś mi tak poradził. Wręcz odwrotnie! Autorka wydarzenia zalecała jeść dużo owoców. Ja jednak miałam ogromną ochotę na zieleninę i zaufałam mojemu ciału.

mem zdrowa dieta

Pamiętam, że była połowa czerwca a ja trzęsłam się z zimna. Czułam, jakby zimno pochodziło ze mnie, wychodziło z moich kości 🥶. Brałam kąpiele, owijałam się kocami, odpoczywałam po kilku tygodniach intensywnej pracy i czułam jak surowe rośliny wypełniają we mnie jakieś braki powstałe w wyniku jedzenia na zmianę błyskawicznych owsianek, frytek i wafli ryżowych. Było mi tak dobrze, tak lekko i przyjemnie, że kiedy minął tydzień, zdecydowałam się go przedłużyć o następny. I jeszcze jeden. I jeszcze. W tamtym sezonie nie miałam dużo zobowiązań, bo wiedziałam już, że praca pilota wycieczek nie jest dla mnie, potrzebowałam jednak jakiejś chwilowej pracy, by zyskać trochę na czasie i zarobić trochę pieniędzy na podróże. Kiedy pojechałam jako pilotka na kolejną wycieczkę, tym razem do Chorwacji, poprosiłam o wyżywienie surowe wegańskie. Spotkało się to z ogromną konsternacją na miejscu, jednak wyjaśniłam, że na śniadanie wystarczą jakiekolwiek owoce, a na obiadokolacje duża miska sałaty. Moja prośba została spełniona. Jadłam pyszne, soczyste arbuzy 🍉 i figi słodsze niż miód. Kolacje stanowiły sałaty z dojrzałymi pomidorami i chrupiącymi kawałkami papryki polane oliwą z oliwek 🥗. Wszystko było proste, intuicyjne i naprawdę mi służyło.

Najbardziej podobała mi się lekkość, którą czułam nie tylko będąc na czczo, ale przez cały dzień. Mogłam zjeść śniadanie czy kolację i chwilę później biegać, ćwiczyć, medytować 🤸‍♀️. Nie byłam nieprzyjemnie przepełniona i ciężka, jak to zdarzało mi się po frytkach czy nawet zdrowych zupach albo ryżu z warzywami. Pomyślałam wtedy, że to idealna dieta dla nauczycielki jogi – mogę zjeść przed prowadzeniem zajęć i wciąż być w stanie ruszać się bez poczucia ciężkości. Wciąż piłam wodę, ale dużo mniej. Kawa przestała być potrzebna, nawet w długich trasach 🙅‍♀️☕. Potrzebowałam mniej snu, szybciej i lepiej się regenerowałam. Zupełnie nie ciągnęło mnie do czipsów czy piwa. To był cudowny, lekki, intuicyjny czas 🧘‍♀️.

Podczas kolejnej przerwy w pracy wybrałam się ze znajomym (również pilotem wycieczek) w spontaniczną podróż z namiotem ⛺. Jeździliśmy stopem, bez żadnego konkretnego celu, bez pośpiechu. Jedliśmy głównie surowo. Głównie – bo znajomy jednak dojadał trochę gotowanego jedzenia. Ja chyba czasem coś od niego skubnęłam (już nie pamiętam!), jednak na pewno jadłam wtedy ogromne ilości owoców, bo kupienie i zjedzenie siatki truskawek czy kiści bananów było łatwiejsze i szybsze niż przygotowywanie sałatki z kilku składników. To nadal był cudowny, intuicyjny czas, bez zegarka, w naturze 🌳.

W toku podróży – te „służbowe” mieszały się z „prywatnymi” – poczułam, że to czas zacząć uczyć jogi. Wróciłam do Lublina i zaczęłam prowadzić zajęcia 🧘‍♀️. Lato mijało, za oknami robiło się coraz chłodniej, a ja nadal jadłam na surowo. Kiedy jednak znalazłam się znów w mieście, w wygodnym domu, wszystko zaczęło się dla mnie komplikować. Trafiłam na grupy poświęcone surowemu roślinnemu odżywianiu i profile osób promujących taki sposób życia. Czytałam to wszystko, chłonąc każde słowo, i przyjmowałam je jak prawdę. Że trzeba zrobić detoks. Że detoksykują tylko owoce. Że picie wody jest szkodliwe 🚫💦. Że jak głodówka, to tylko sucha (czyli bez jedzenia i bez picia). Że należy obowiązkowo stosować post przerywany, a im krótsze okno żywieniowe, tym lepiej ⏰. Że dobrze jest brać ziołowe nalewki, jak najwięcej, najlepiej te sprowadzane ze Stanów. Że tłuszcze, nawet w małej ilości, są złe dla zdrowia. Że warzywa są nienaturalnym tworem. Że sałaty nie są potrzebne. Że ludzie to gatunek owocożerny. Czytałam to i myślałam, że jest to prawdą. W końcu osoby, które to piszą, tak właśnie żyją i czują się wspaniale, więc jeśli ja też tak będę żyła, będę się czuła równie wspaniale 🥳.

pdojrzaly ananas

Musisz wiedzieć, że przez wiele lat cierpiałam na wiele różnych chorób, których przyczyn medycyna akademicka nie potrafiła wyjaśnić. Nie potrafiła ich też wyleczyć. W gimnazjum zupełnie bez powodu miałam ataki padaczkowe, które tak jak niespodziewanie się zaczęły, tak niespodziewanie się skończyły. Czym były spowodowane? Dlaczego minęły? Czy groził mi powrót epilepsji? Lekarze nie wiedzieli. Od 13 roku życia także „leczyłam się” regularnie u ginekologów. Endometrioza, zespół policystycznych jajników, nawracające infekcje, nadżerki i chyba wszystko, co tylko dało się wymyślić i nazwać. Jednak leczenie wcale nie pomagało a lekarze nie znali ani przyczyn, ani sposobów na trwałe rozwiązanie tych problemów 🤷‍♂️. Mniej więcej od okresu dojrzewania cierpiałam na ciężkie migreny z wymiotami i światłowstrętem. Miałam też wieczną anemię i sporadyczne problemy z hormonami nie-płciowymi (np. z kortyzolem).

Kiedy trafiłam na te wszystkie rewelacje o surowej diecie czułam, że wreszcie znalazłam odpowiedzi na moje pytania. Miałam 27 lat i chciałam przestać wreszcie żyć w lęku o to, że znów coś jest nie tak ze mną, z moim ciałem. Co prawda po przejściu na weganizm i odstawieniu glutenu wiele z moich problemów zniknęło, jednak wciąż brakowało mi odpowiedzi na pewne pytania 🧐. Fanatyczna surowa dieta zdawała się odpowiadać na wszystkie z nich 🙏.

To właśnie dlatego poszłam w ten dietetyczny fanatyzm jak w dym. Bo chciałam być zdrowa i wierzyłam, że znalazłam jedyny sposób. Z wielkim podziwem czytałam treści osób, które nigdy nie wspominały o tym, że wcale nie są ZAWSZE na 100% surowej diecie. Z naiwnością słuchałam o Wielkim Detoksie, który każdy z nas musi przejść i który tylko wtedy jest skuteczny i właściwy, kiedy poturbuje fizycznie i emocjonalnie powodując jak największy ból wszystkiego 🥴. Bez bólu nie ma wyników – znałam to już z siłowni i znów dałam się nabrać, choć za pierwszym razem nic dobrego mi z takiego podejścia nie przyszło 🤦‍♀️

dojrzala papaja

Paradoksalnie, im bardziej się wkręcałam w detoksy, im więcej czytałam porad i złotych myśli, tym… trudniej było mi utrzymać surową dietę 😵. Obwiniałam się o pół awokado w sałatce, o zjedzenie zbyt wcześnie śniadania, o wypicie łyka wody, o spróbowanie łyżki zupy w zimny dzień. I im więcej było we mnie poczucia winy, im większą presję budowałam (detoks! 100% surowe jedzenie! tylko owoce!) tym częściej sięgałam ukradkiem po… czipsy. Albo ciastka. Albo czekoladę. Albo czipsy zagryzane czekoladą 🤭. Wpadłam w błędne koło: budowanie presji na dietę 100% surową – rosnące napięcie – rozładowanie niezdrowym jedzeniem – poczucie winy, że „wszystko zniszczyłam” – rosnącą presję na dietę 100% surową. Jednocześnie czytałam różne teorie związane z takim zachowaniem. Niektórzy twierdzili, że to wina pasożytów i wystarczy się porządnie odrobaczyć 🐛. Inni, że podczas detoksu ciągnie nas na te produkty, z których się oczyszczamy i trzeba wytrzymać za wszelką cenę. Większość zdawała się wierzyć, że, niezależnie od przyczyny, detoks rozwiąże problem.

Myślałam więc, że jeśli tylko przeprowadzę odpowiednią ilość postów, wypiję odpowiednią ilość ziół, wymedytuję odpowiednią ilość godzin… wszystko się zmieni i będę się czuć dobrze a surowa dieta znów przyjdzie mi z łatwością. Wchodziłam do mojego studia jogi, mówiłam o miłości do siebie, i jednocześnie karałam samą siebie za popełniane błędy (a błędem było wypicie wody, zjedzenie awokado czy dodanie ząbku czosnku do jedzenia). Jednocześnie ciągle się zastanawiałam, dlaczego na początku surowej diety było mi tak lekko i dobrze a teraz jest tak trudno i źle. Widziałam też, że mnóstwo osób ma te same problemy. Patrzyłam na nich ze współczuciem i miłością. Mówiłam, że narzucili sami na siebie zbyt dużą presję. I pewnego dnia spojrzałam tak samo na siebie. Zrozumiałam, że problemy zaczęły się wtedy, gdy surowe jedzenie uczyniłam świętym obowiązkiem i jedyną słuszną ścieżką 😌.

Z perspektywy widzę też, że na początku moja dieta była bardziej stabilna – jadłam dużo zieleniny, sałatki polewałam oliwa, zdarzało mi się zjeść garść orzechów a pesto przyprawić czosnkiem. I czułam się dobrze, bo nikt mi nie mówił, że olej wstrzymuje detoks, że orzechy szkodzą, że czosnek szkodzi, że zielenina jest niepotrzebna 🤷‍♀️. Przerwałam ten potok słów napływający z zewnątrz 🙅‍♀️ i znów usłyszałam wewnętrzny głos, gotowy by mnie prowadzić. Postanowiłam, że nie chcę cierpieć w imię Świętego Detoksu. Chcę być zdrowa i czuć się dobrze – teraz i zawsze. Pozwalałam sobie na zupy, na pieczone bataty, ba!, nawet na domowe frytki z piekarnika. Takie z ziemniaków, z olejem. Zaczęłam pić nalewki ziołowe przygotowywane wtedy przez Paula (a obecnie przeze mnie – możecie wciąż zakupić ostatki tutaj) i jeść dzikie zioła, które zbieraliśmy razem 🌿. Dałam sobie przestrzeń na czucie 🧘‍♀️.

I wtedy zauważyliśmy coś, o czym nikt inny w polskim środowisku witariańskim jeszcze nie mówił – a i teraz niewiele o tym słychać – że niedojrzałe owoce szkodzą. I to szkodzą bardziej niż upieczone bataty. A nawet bardziej niż oliwa dodana do sałatki. Niedojrzałe owoce przekwaszają organizm – być może nawet bardziej niż produkty powszechnie uznane za zakwaszające (jak np. kawa). Niedojrzałe owoce powodują niedosyt, którego nic nie jest w stanie uciszyć 😱. Niedojrzałe owoce niszczą szkliwo zębów 🦷.

dojrzale mango

A później zauważyliśmy coś jeszcze – im więcej w diecie zielonych liści, tym mniej chęci na niezdrowe jedzenie. I kolejne odkrycie – nie wszystko, co surowe, jest dobre. Często lepiej zjeść sojowy jogurt niż sos z "surowych" nerkowców. I następne – tłuszcz i sól w pewnych ilościach wcale nie szkodzą, a wręcz pomagają. I kolejne – można wspomagać ciało w procesie detoksykacji bez konieczności znoszenia ogromnych cierpień 🧘‍♀️. Można (a nawet trzeba!) czuć się podczas detoksu dobrze 🤩. Powiem więcej! Jeśli w czasie detoksu czujesz się źle, prawdopodobnie Twoje ciało nie wydala toksyn prawidłowo i dochodzi do wtórnej intoksykacji: nagromadzone toksyny zostają uwolnione, ale organizm z jakiegoś powodu nie jest w stanie ich wydalić, krążą więc po ciele powodując jeszcze więcej szkód 🤢. Jednak chyba najważniejszą obserwacją było zauważenie, że istnieją czynniki o wiele ważniejsze od diety.

Zaczęliśmy więc o tym trąbić – niedojrzałe owoce szkodzą. Wieczny detoks szkodzi. To, co wiele osób nazywa „objawami detoksu” jest w rzeczywistości wołaniem ciała o pomoc. Pisaliśmy, gdzie się dało: przestańcie jeść niedojrzałe owoce. Pokazywaliśmy jak wyglądają dojrzałe owoce i tłumaczyliśmy, że niestety WIĘKSZOŚĆ owoców w marketach (a nawet na ryneczkach) to owoce niedojrzałe. W odpowiedzi słyszeliśmy, że emanujemy negatywną energią, że przesadzamy, że lepszy niedojrzały/najgorszy owoc niż gotowane jedzenie, że brak nam wytrwałości w naszej surowej ścieżce (bo to ścieżka dla wojowników gotowych znosić wieczne męczarnie detoksu), że nie mamy pojęcia o czym mówimy, że te wszystkie problemy to tylko detoks i miną, kiedy odbędziemy odpowiednią ilość postów, zażyjemy odpowiednią ilość ziół… Zaczęła się wtedy moda na bardzo długie (3-miesięczne!) posty sokowe i wyścigi kto wytrzyma dłużej na sokach, zawody kogo detoks „przeczołga” bardziej. Nikt nie chciał słuchać głosu rozsądku, głosu równowagi. Przestaliśmy się więc udzielać i skupiliśmy się na sobie.

dojrzaly melon

Przyszedł jednak czas, gdy nie boję się już powiedzieć głośno: obsesja Świętego Detoksu jest szkodliwa; robienie z surowej diety religii jest szkodliwe; bezkrytyczne słuchanie guru zza oceanu (który sam nie jest na surowej diecie!) jest szkodliwe; powielanie jakichś „prawd” bez zweryfikowania ich, bez zrozumienia ich podstaw, jest szkodliwe; mówienie ludziom „to tylko detoks, przetrwaj” jest szkodliwe. Jednocześnie nie mam potrzeby walczyć i uświadamiać nikogo na siłę. Każdy ma swoją ścieżkę.

Wracając jednak do tematu – dlaczego surowa dieta nie działa? 🤨Prawdopodobnie dlatego, że jesz niedojrzałe owoce i/lub jesz za mało zielonych liści. Zanim zarzekniesz się, że owoce, które jesz, są dojrzałe… Nie istnieje coś takiego, jak „zielony melon”. To, co jest w Polsce sprzedawane pod tą nazwą tak naprawdę w swym dojrzałym stanie jest ŻÓŁTE. Każdy melon ma być słodki, jeśli smakuje ogórkiem – nie jest dojrzały. Nie istnieje coś takiego, jak dojrzała kwaśna pomarańcza/mandarynka. Jeśli jest kwaśna i/lub ciężko się obiera, to znaczy, że jest niedojrzała. Ananas, który ma zieloną skórkę nie jest dojrzały. Ten z brązową też nie – sfermentował, nie dojrzał. Papaja, która jest zielona, nie jest dojrzała. Dojrzała będzie żółta na zewnątrz, idealnie miękka, intensywnie pomarańczowa w środku i cudownie słodka. Dojrzałe mango swoim słodkim zapachem wypełnia całą kuchnię. Brzoskwinia, po której bolą Cię zęby nie jest dojrzała. Twarda gruszka nie jest dojrzała. Główne zdjęcie w tym artykule przedstawia głównie niedojrzałe owoce - przyjrzyj się im: mango jest zielone, w arbuzie pestki są biale i dużo jest białej "otoczki", banany są zielone na końcach, limonki są całe zielone (powinny być żółte!), truskawki są jeszcze częściowo białe, ananas ma zieloną skórę i jest w środku blady. Dobrze wyglądają jedynie winogrona, awokado (zółte w środku) i granat. Dla równowagi zdjęcia umieszczone w artykule przedstawiają (w miarę) dojrzałe owoce - melon powinien być bardziej żółty, ale jest już "akceptowalny".

A na dokładkę: jedzenie dużej ilości owoców kwaśnych z natury (a takimi są jabłka, nawet te dojrzałe i słodkie) działa podobnie jak jedzenie niedojrzałych owoców. Opieranie surowej diety na jabłkach, winogronach i (niedojrzałych) pomarańczach (bo są najbardziej detoksykujące!) to przepis na  katastrofę: osłabione szkliwo, odsłonięte szyjki zębów, przebarwienia na zębach, wieczne nienasycenie powodujące objadanie się, problemy trawienne, niedobory. Dodaj do tego brak zieleniny, a otrzymasz najgorsze z możliwych połączeń. Możesz oczywiście nadal nazywać to, czego doświadczasz, detoksem. Jednak wiedz, że ja znam delikatniejsze, skuteczniejsze i bardziej trwałe metody na detoks 😌.

dpiramida surowej diety

Znasz już pierwsze trzy przyczyny, dla których surowa dieta nie działa. Dla podsumowania – są to niedojrzałe owoce, brak zieleniny i nadmierna fiksacja na detoksie. Kolejnym częstym problemem jest chaotyczne podejście do diety, nadmierna podaż tłuszczów i białek (dużo orzechów) oraz brak uważności na sygnały płynące z ciała. Jeśli komponujesz bardzo skomplikowane dania na bazie orzechów, płatków owsianych i płatków drożdzowych, może warto spróbować uprościć nieco sposób odżywiania. Odradzam też spożywanie surowych ciast bazujących najczęściej na nerkowcach (lub innych rodzajach orzechów) wymieszanych niemalże w proporcji jeden do jednego z daktylami czy rodzynkami albo syropem klonowym/z agawy. Z mojego doświadczenia wynika, że taka proporcja tłuszczu do cukru w jednym posiłku jest o wiele cięższa do strawienia niż pieczone bezglutenowe wegańskie ciasto, gdzie tłuszczu jest o wiele mniej (lub wręcz nie ma go wcale). Dodam jeszcze w temacie nerkowców – o ile spożycie orzechów czy nasion jest naprawdę ok, o tyle nerkowce polecam stosować z umiarem lub całkowicie się ich pozbyć z diety. I nie chodzi mi nawet o aspekt etyczny (choć w moim przypadku to on kilka lat temu zagrał główną rolę w pozbyciu się nerkowców z diety), ale o niezdrowe proporcje kwasów tłuszczowych w tych orzechach. Podobnie odradzam orzeszki ziemne, które bardzo często zawierają niekorzystne dla zdrowia aflatoksyny – ich negatywny wpływ na zdrowie został już niejednokrotnie dowiedziony. Dla równowagi podam orzechy o najzdrowszych proporcjach tłuszczów omega 6 do omega 3 – są to orzechy włoskie oraz makadamia. Te ostatnie mają też nieco podobną do nerkowców konsystencję i choć ich cena raczej nie zachęca do regularnych kuchennych eksperymentów z makadamią w roli głównej, to są zdecydowanie zdrowsze od nerkowców. Warto też pamiętać, by spożycie orzechów było umiarkowane – nie opieraj na nich swojej surowej diety.  

Wymieniłam już wszystkie znane mi najczęstsze powody, które sprawiają, że surowa dieta nie jest skuteczna 🤓. Prawdopodobnie istnieje jeszcze wiele innych aspektów, jednak chciałabym przypomnieć – są też czynniki składające się na Twoje zdrowie i będące o wiele ważniejsze od diety. Poznasz je w drugiej części tego artykułu, już za tydzień!

 

Źródła zdjęć:

1) Zdjęcie główne: Viktoria Slowikowska z Pexels

2) Mem: https://kwejk.pl/obrazek/3672039/najgorzej.html

3) Piramida surowego odżywiania: Pinterest (strona oryginalna niedostępna)

4) Pozostałe zdjęcia własne